Mówią, że listopad to zbiór poniedziałków z całego roku. A ja Wam powiem jak zmienić jeden z nich w najsłodszą sobotę z tych wszystkich 53 jakie są w kalendarzu, liczyłam.
- Zbieracie swoich najbliższych, ładujecie się do autobusu, tramwaju czy na hulajnogę.
- W kieszeń pakujecie garść orzechów.
- Jedziecie do Łazienek Królewskich w Warszawie.
I to by było na tyle.
Godziny które spędziliśmy w parku poświęciliśmy na podziwianie przyrody (czyt. ja biegam z aparatem za przyrodą a Tomasz za mną). Bo kto by się przejmował rezydencją króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i obiadami czwartkowymi kiedy wiewiórka je Ci z ręki a pod nosem przechodzi dostojny paw?
Tylu wiewiórek nie widziałam jeszcze nigdzie a zwłaszcza tak ufnych. Jak pieski biegną na „Basia, Basia…”, wszelakie cmokanie i na „kici, kici” pewnie też. Tylko daj orzeszka.
Serce mi się rozpłynęło jak ta mała łapka dotknęła mojej dłoni. Nawet Tomasz był poruszony i chciał wiewióry zabierać z nami do domu.